1983 to jedyny rok w historii, w którym wydane zostały dwa filmy o Jamesie Bondzie: "Ośmiorniczka" ("Octopussy") w czerwcu i "Nigdy nie mów nigdy" ("Never Say Never Again") w październiku. Zazwyczaj pozostałe filmy o Bondzie dzielił zawsze rok lub więcej, dlaczego więc w 1983 roku pojawiły się aż dwa obrazy o przygodach agenta 007?
Podczas gdy w obu filmach o 007 występował tytułowy bohater, tylko jeden z tych filmów - "Ośmiorniczka" - jest "prawdziwym" filmem o 007 i uznanym filmem z bondowskiego kanonu. Okazuje się, że dwa osobne orazy o Jamesie Bondzie były wynikiem batalii prawnej z udziałem Eon Productions, która wyprodukowała każdy film o Jamesie Bondzie od początku istnienia franczyzy - poza właśnie "Nigdy nie mów nigdy".
"Ośmiorniczka" była tradycyjnym filmem Eon, wyprodukowanym przez Alberta "Cubby'ego" Broccoli, z Rogerem Moore'em w roli głównej, który po raz szósty wcielił się w rolę Jamesa Bonsa. W poprzedniej części serii - "Tylko dla twoich oczu" - złoczyńca Ernst Stavro Blofeld wydaje ginąć w otwierającej sekwencji tytułowej, choć jego imię nigdy nie jest wyraźnie wymienione. "Ośmiorniczka" wprowadza wiele nowych twarzy, w tym tytułową bohaterkę, graną przez Maud Adams. Film zarobił 187,5 miliona dolarów, pomimo nie zawsze pochlebnych recenzji.
Cztery miesiące później na ekrany kin wszedł film "Nigdy nie mów nigdy", co było dziwne i zaskakujące dla widzów z wielu powodów. Po pierwsze, w roli tytułowej wystąpił Sean Connery, który nie grał Jamesa Bonda od czasu "Diamenty są wieczne" w 1971 roku. 12 lat później powrócił, grając starzejącego się Bonda w narracji, która zupełnie nie pasowała do filmów Moore'a. Film miał również identyczną fabułę jak "Thunderball", który był zarówno powieścią Iana Fleminga o Bondzie, jak i filmem Connery'ego wydanym w 1965 roku. "Nigdy nie mówi nigdy" nie został wyprodukowany przez Eon ani Broccoli, a został wydany przez Warner Bros. Ponadto Blofeld, który rzekomo został zabity w poprzednim filmie Moore'a, powrócił jako czarny charakter.
Kluczowe wydarzenia związane z tym dziwnym momentem w historii Bonda sięgają wczesnych lat 60-tych. Fleming pracował z producentem filmowym Kevinem McClory nad scenariuszem potencjalnego filmu o Bondzie. Musieli jednak z niego zrezygnować z powodu wysokich kosztów produkcji. Fleming przekształcił ten pomysł w powieść "Thunderball", ale "zapomniał" wspomnieć o wkładzie McClory'ego, czy Jacka Whittinghama, który również pracował nad scenariuszem. McClory pozwał Fleminga za naruszenie praw autorskich, co zakończyło się ugodą dwa lata później. Kiedy Eon Productions zaczęło produkować filmy o Bondzie, uwzględnili McClorego jako jednego z autorów scenariusza w filmie "Thunderball", oraz dali mu prawo do nakręcenia drugiej adaptacji powieści po upływie dziesięciu lat.
Tą drugą adaptacją stał się film "Nigdy nie mów nigdy". Film przeszedł przez szereg przeszkód produkcyjnych i problemów z prawami autorskimi, a Connery oficjalnie wszedł na plan dopiero wtedy, gdy zwerbował go producent Jack Schwartzman. Ale w końcu został wydany w 1983 roku, zaledwie kilka miesięcy po "Ośmiorniczce". I choć ostatecznie zarobił mniej niż "oficjalny" Bond z tego samego roku, to miał lepszy weekend otwarcia - zarobił 10,9 mln dolarów w porównaniu do 8,9 mln dolarów "Ośmiorniczki". Zebrał też lepsze recenzje - krytycy chwalili powrót Connery'ego i nowej formuły prezentowania starzejącego się Bonda. Dla kontrastu, "Ośmiorniczka" została uznana za długi i zagmatwany, z mieszanymi odczuciami wobec tytułowej dziewczyny Bonda.
W "Nigdy nie mów nigdy" ponownie w roli czarnego charakteru pojawił się Blofeld (w tej roli Max Von Sydow) i był to ostatni raz aż do "Spectre" z 2015 roku. Nie był to przypadek; w wyniku batalii prawnej Eon Productions straciło prawa do postaci Bloefelda, gdyż był on centralną postacią w "Thunderball". MGM i Eon odzyskały prawa do postaci dopiero w 2013 roku, wtedy też zaadaptowały ją ponownie na potrzeby filmów z Danielem Craigiem, obsadzając w tej roli Christopha Waltza.