Eksplozja w ostatnich latach liczby punktów, gdzie możemy zjeść robione na miejscu, rzemieślnicze lody sprawia, że może nam się wydawać, że Polacy jako nacja jedzą tych lodów całkiem sporo. Zwłaszcza w upalne dni trzeba stać w całkiem długich kolejkach, aby dostać w swe ręce chłodzący przysmak. Jednak gdy przyjrzymy się sprawie trochę bliżej, to o ile produkujemy całkiem spore ilości lodów (za 2020 rok wg. danych Eurostatu było to 7. miejsce w Europie), o tyle nasze spożycie lodów jest dalekie od czołówki. Jeżeli jest jakiś kraj, który kojarzy nam się ze spożywaniem dużej ilości zmrożonego deseru to są to Stany Zjednoczone. Przeciętny Amerykanin zjada (wg. danych za 2020 roku) ok. 20.8 litra lodów rocznie - czterokrotnie więcej niż przeciętny Polak (my konsumujemy "zaledwie" ok. 5 litrów lodów rocznie). Poniżej spróbujemy odpowiedzieć na pytanie dlaczego Amerykanie są takimi "lodożercami" i zjadają rocznie tak dużo lodów?
Skąd się wzięły lody jako poszukiwany przysmak?
Aromatyzowane lody i mrożone desery były obiektem pożądania od tysięcy lat. W wielu kulturach ludzie zadawali sobie wiele trudu, aby je zdobyć. Starożytni Grecy i Rzymianie wspinali się na szczyty gór, aby zbierać lód, który następnie mieszali z winem lub miodem, tworząc sorbet. Słowo to pochodzi od arabskiego sharba ("napój") i sharbat, napoju sporządzanego przez zmieszanie śniegu z różnymi przyprawami i kwiatami. Chińczycy robili sherbet, pokrywając pojemniki śniegiem i saletrą (używaną również do produkcji prochu strzelniczego), aby obniżyć temperaturę zamarzania mleka zmieszanego z ryżem, a Mongołowie robili lody, jeżdżąc konno w ujemnych temperaturach i przewożąc śmietanę przechowywaną w zwierzęcych jelitach, która następnie zamarzała i była wygładzana przez galopujące konie.
Jeszcze w XVIII wieku lody były często zarezerwowane dla osób wystarczająco cierpliwych, by czekać na śnieżyce, lub wystarczająco zamożnych i cierpliwych, by zbierać lód z gór lub zamarzniętych rzek i chronić go przed roztopieniem w podziemnych dołach izolowanych warstwami trocin, słomy lub zwierzęcego futra.
Jednym z powodów, dla których lody były tak pożądane była ich niska dostępność - jak wiele tego typu dóbr wielu chciało je mieć, ale nielicznym było to dane.
Jak zaczęła się Amerykanów przygoda z lodami?
Kiedy w latach 20. ubiegłego wieku Osiemnasta Poprawka zdelegalizowała sprzedaż, produkcję i transport alkoholu, wiele amerykańskich browarów, takich jak Anheuser-Busch i Yuengling, aby utrzymać się na rynku, zaczęło produkować lody i napoje gazowane, wykorzystując zarówno wspólne procesy produkcyjne, takie jak butelkowanie i chłodzenie, jak i fakt, że składniki lodów (tłuszcz, cukier i wanilia) stanowiły przyzwoity substytut alkoholu do wyciszania / zagłuszania emocji.
W rzeczywistości lody zastąpiły alkohol jako źródło narodowej pociechy i rozrywki do tego stopnia, że do 1929 roku ich spożycie wzrosło o ponad 100 milionów galonów rocznie (galon to ~3.8 litra), osiągając szczyt ponad miliona galonów dziennie. Ich spożycie spadło po krachu giełdowym w tym samym roku, kiedy to Wielki Kryzys zapoczątkował dekadę przygnębiających potraw, takich jak kanapki z musztardą i szarlotki, w których zamiast plasterków jabłek używano krakersów. Jednak nawet wtedy lody przetrwały - nie tylko pomimo trudnych czasów, ale właśnie dzięki nim.
Istnieją spory co do tego, kto stworzył smak Rocky Road, ale wiemy, że został on spopularyzowany przez Williama Dreyera i Josepha Edy'ego, dwóch kalifornijskich producentów lodów, którzy w 1929 r. zaczęli reklamować go jako kulinarną metaforę, aby pomóc ludziom w radzeniu sobie z Wielkim Kryzysem. Polewy w tamtych czasach były głównie wykorzystywane w punktach sprzedaży i posypywane na wierzchu, więc pomysł mieszania połamanych kawałków pianek marshmallows i orzechów (początkowo orzechów włoskich, a później migdałów, które, jak głosi historia, Dreyer pociął pożyczonymi od żony nożyczkami do szycia) był raczej niespotykany. Nazwa "Rocky Road" weszła do amerykańskiego języka potocznego w taki sam sposób, w jaki słowo "Popsicle" weszło na stałe do języka jako "mrożony lód", podczas gdy tak naprawdę jest to chroniony znak towarowy należący do Unilever, jedynej marki, która może legalnie sprzedawać "Popsicles";
Co ma I i II Wojna Światowa do objadania się lodami przez Amerykanów?
Prawdopodobnie największy wpływ na konsumpcję lodów miała II Wojna Światowa. Przez tysiące lat i w różnych kulturach wojskowe podejście do jedzenia było przede wszystkim kaloryczne: zmaksymalizować spożycie pokarmu przez własnych żołnierzy (oraz ich koni, żon i dzieci, które pozostawały w domu, podczas gdy większość siły roboczej walczyła) i zminimalizować spożycie pokarmu przez wrogów. Ale to się zmieniło w czasie I Wojny Światowej, kiedy Herbert Hoover przekonał Amerykanów, jak ważne jest jedzenie nie tylko ze względu na kalorie w czasie wojny, ale także ze względu na komfort, oficjalnie klasyfikując lody jako "niezbędne środki spożywcze" w czasie wojny i czyniąc je od tej pory nieodłączną częścią amerykańskiej machiny wojennej.
Hoover zanim został 31. prezydentem Stanów Zjednoczonych był filantropem organizującym transporty żywności do głodującej ludności Belgii, która znajdowała się w środku działań wojennych w trakcie I WŚ. Hoover przebywając wtedy w Europie (Londyn) namówił strony konfliktu, aby jako osoba prywatna mógł organizować zbiórki i dystrybucję żywności dla głodujących cywilów w Belgii. W latach 1914-1919 Komisja Hoovera ds. Pomocy w Belgii żywiła około 10 milionów cywilnych uchodźców z okupowanej Francji i Belgii, dostarczając łącznie około 4 998 059 ton mąki, zboża, ryżu, fasoli, grochu, wieprzowiny, mleka, cukru oraz innych artykułów spożywczych o wartości 861 340 244,21 USD (co w przybliżeniu odpowiada dzisiejszym 13 436 907 809,70 USD). Przy okazji Hoover zorganizował sobie międzykontynentalną i europejską siatkę logistyczną, która pozwoliła mu w krótkim czasie stać się potentatem jeśli chodzi o dostarczanie żywności. Co skrzętnie wykorzystał, gdy Stany Zjednoczone włączyły się w działania wojenne w I WŚ obejmując tekę szefa Agencji ds. Żywności.
Hoover zaapelował do rodaków, by oszczędzone w kraju jedzenie transportować dzielnym wojakom na froncie. Dzięki wprowadzonym bezmięsnym poniedziałkom i bezpszennym środom Amerykanie zaoszczędzili dla swoich żołnierzy 250 mln funtów pszenicy, 300 mln funtów mięsa i 56 mln funtów cukru (funt to ok. 0.45 kg).
W czasie tego narodowego wysiłku branża lodowa grzmiała o tym, jak to ze względu na niską produkcję w Europie amerykańscy żołnierze będą pozbawieni podstawowego prawa do lodów. Przedstawiciele branży apelowali do administracji amerykańskiej o dofinansowanie sprzymierzonych fabryk lodów w Europie, by ich chłopcy mogli w trudnych warunkach wojennych pocieszyć się miską lodów.
Poparcie Hoovera dla lodów, w połączeniu z boomem przemysłowym powojennej gospodarki i powracającą do Ameryki siłą roboczą, która z sentymentem wspominała jedzenie lodów w obozach i szpitalach z czasów wojny, przyczyniło się do rozkwitu branży wkrótce po zakończeniu wojny.
Dlaczego w ogóle ludzie (nie tylko Amerykanie) jedzą lody?
Lody, zwłaszcza waniliowe, przenoszą nas do czasów, kiedy życie i lody wydawały się prostsze - nawet jeśli sam proces ich wytwarzania nie był taki prosty: do czasów sprzed ingerencji sztucznych aromatów, barwników, stabilizatorów, emulgatorów i konserwantów.
Badania kliniczne zdają się to potwierdzać. Naukowcy badający neurologiczne skutki spożywania lodów, czekolady i jogurtu odkryli, że tylko lody hamowały reakcję lękową u ludzi obu płci, co doprowadziło ich do wysunięcia tezy, że w grę wchodzi coś więcej niż tłuszcz, cukier i niska temperatura, i że duża część komfortu jaki dają lody ma podłoże psychologiczne: jest wynikiem wyuczonych skojarzeń wynikających ze wspomnień łączących lody z takimi rzeczami jak lato, wakacje i przyjaźń.
Możliwe również, że nasze przyjemne wspomnienia związane z lodami i wanilią sięgają jeszcze dalej, aż do naszego pierwszego jedzenia, biorąc pod uwagę, że wanilia jest powszechnym smakiem w ludzkim mleku matki (i teoretycznie w płynie owodniowym) - oraz tendencję takich smaków do wpływania na preferencje żywieniowe przez całe życie. W rzeczywistości mleko ludzkie nie różni się zbytnio od bazy lodów waniliowych, za wyjątkiem kryształków lodu. Dodatkowo mleko ludzkie jest znacznie słodsze od mleka krowiego i zawiera więcej tłuszczu.
Być może właśnie dlatego, przynajmniej w jednym z obozów jenieckich, "lody" były kodem oznaczającym "wiadomości z domu" - ponieważ, jak powiedział były jeniec Russell Braddon, "to było to, czego wszyscy jeńcy wojenni pragną bardziej niż czegokolwiek innego".